Sportowy Wałbrzych

JEDYNY TAKI PORTAL W MIEŚCIE

Koszykówka: Rafał Glapiński o zakończeniu kariery i nie tylko…

Sportowy Wałbrzych: Górnik Trans.eu Wałbrzych - Polonia 1912 Leszno

Rafał Glapiński zakończył wspaniałą karierę z wynikiem 456 spotkań dla Górnika Wałbrzych, rozgrywając 18 sezonów na koszykarskich parkietach. Dzisiaj zapraszamy do lektury rozmowy z zawodnikiem, który dla nas stał się żywą ikoną klubu.

Sportowy Wałbrzych: Górnik Trans.eu Wałbrzych – Polonia 1912 Leszno

Jak to jest być ikoną Górnika? 

Zawsze chciałem rozpocząć i zakończyć przygodę z koszykówką w jednym klubie. Od najmłodszych lat przeszedłem przez wszystkie grupy młodzieżowe, spotykając na swojej drodze wielu trenerów. Krzykałę, Młynarskiego, Kiełbika, Mrozika, Lewandowskiego, Kozłowskiego. Jednak z największym sentymentem zawsze będę wspominał śp. Jerzego Rytkę. To on nauczył mnie dwutaktu, to on opowiadał o mistrzostwach Polski a ja z otwartą buzią chłonąłem jego wiedzę. Każdy trening  z nim był naprawdę ekscytujący. Najbardziej podobał mi się w nim spokój, luz i pełna kontrola. Nigdy nie tracił panowania nad sobą, tego akurat dalej uczę się 🙂 Ikona brzmi dumnie. Cieszę się, że jestem tak postrzegany choć nigdy w jednej linijce nie umieszczę się z naszymi Mistrzami Polski.

Dzisiaj każdy kibic nie wyobraża sobie drużyny bez pana. Co pan na to? 

To bardzo miłe. Jestem totalnie kopnięty na punkcie koszykówki i jak coś robię to na 100%. Myślę, że to najbardziej podoba się widowni sportowej. Kibic jest w stanie wybaczyć porażkę ale brak zaangażowania już nie. Grając z dużo lepszymi od siebie nigdy nie myślałem aby odpuścić tym bardziej, że nasi kibice jako jedni z nielicznych zawsze pojawiali się nie tylko na meczu domowym, jeździli z nami po całej Polsce. Wracając do sedna pytania, wydaje mi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Mamy zdolną lokalną młodzież Durskiego, Jeziorowskiego, Podejkę czy Makarczuka wspomaganych Ratajczakiem. Jestem pewien, że któryś z nich bez problemu wskoczy w moje buty.

Jest pan wzorem nie tylko dla młodych zawodników, ale i kolegów z drużyny. Jakie to uczucie? 

Ponownie odpowiem, że bardzo miłe. Tak chciałem być zapamiętany jako osoba, która przychodzi na trening i z pasją, zaangażowaniem wykonuję swoje zadanie. Trzeba też spojrzeć prawdzie w oczy. Nie byłem wybitnym koszykarzem więc moja determinacja aby utrzymać się w składzie była na wysokim poziomie. Nie jest łatwo walczyć z dwudziestolatkami, tym bardziej, że od powrotu do Wałbrzycha sporo pracowałem. Jestem nauczycielem, trenerem grupy młodzieżowej oraz radnym. Od wielu lat pracowałem po 14 godzin na dobę a moja rodzina nie miała pojęcia co to weekend, ponieważ każdy podporządkowany był pod mecz. Wszystkie sezony zaczynały się ciężkimi przygotowaniami. Grałem w seniorach 22 sezony, aby udźwignąć ciężar rozgrywek (sierpień-maj). Trzeba było ostro trenować. Jeżeli źle się przygotowałeś fizycznie, nie było mowy o dobrym sezonie. Ja zawsze traktowałem koszykówkę bardzo poważnie i na każdym treningu dawałem z siebie maksa. Często słyszałem od chłopaków skąd mam na to wszystko siłę. Dzisiaj chcę robić to samo tylko dla rodziny.

Koledzy z drużyny mówią o panu wojownik. Ciągnie pan zespół w trudnych chwilach. Daje przykład. Zdaje pan sobie z tego sprawę? To świadome działanie?

  Bolało, ale wygrana cieszy

Taki mam charakter. Przychodząc na trening zawsze chciałem wygrać, nie przychodziłem po to aby tylko potrenować. Jeden z trenerów powiedział kiedyś, że jestem niebezpieczny sam dla siebie. Nie potrafiłem odpuścić. Jak trener mówił biegniemy na 100% to dawałem maksa do omdlenia jak mówił zrób 20 pompek, robiłem 25 jak miałem oddać 100 rzutów to oddawałem 100 a po treningu lub przed kolejne 100 oczywiście jak byłem młody i miałem zdecydowanie mniej obowiązków i czas na to wszystko. To samo było na boisku aby mnie pokonać musiałeś mnie sportowo zabić, inaczej ja to robiłem.

Zamów transmisję LIVE, Sportowy Wałbrzych

Rywale za to boją się przeciwko panu grać. Część z nich mówi że jest pan nieobliczalny. 

Nie mogłem usłyszeć większego komplementu. Naprawdę. Cieszę się, ponieważ jak powiedziałem grałem aby wygrywać nie po to aby tylko pograć. Często na boisku iskrzyło między mną a rywalami, których notabene bardzo szanowałem ale na boisku chciałem zwyciężać. Po meczu następowało sportowe przybicie piątki i dla mnie było po temacie. Jak ktoś tego nie rozumiał to nie przejmowałem się tym. Przyjaciel był poza boiskiem natomiast na parkiecie walczyłem z każdym o każdą, nawet teoretycznie straconą piłkę. To zawsze odejmowało animuszu przeciwnikom. Natomiast nas nakręcało.

Słyszałem kiedyś opowieść jak w bardzo wymowny sposób powstrzymał pan najgroźniejszego przeciwnika w zespole rywali, rozwiązując mu sznurówki.

Autentycznie nie pamiętam tego…

Wróćmy na chwilę do poprzedniego sezonu. Grał pan mniej, ale jak pan już był na boisku, był pan kluczową postacią. Ja zapamiętałem pana akcję z końcówki meczu z Miastem Szkła Krosno. Jak pan tamto zdarzenie wspomina? Dla nas wszystkich w tamtej chwili był pan bohaterem. 

Trener od początku nakreślił moją rolę. Miałem być backupem więc analogicznie minut było mniej. Coach chciał abym wchodził na pakiet i dawał energię. Na początku trochę mnie to bawiło bo miałem 37 lat i to ja miałem dawać energię ale po wewnętrznej analizie powiedziałem sobie dlaczego nie. Rola jokera na koniec sportowej przygody może być zupełnie nowym doświadczeniem. Podporządkowaniem się pod taktykę i rolę. Chciałem wywiązać się z niej najlepiej jak potrafię i chyba mi się udało. Mecz Z Krosnem był na pewno najlepszym moim spotkaniem ofensywnym choć powiem szczerze, że chciałem udowodnić sam sobie, że pomimo pracy mogę grać na tym poziomie. Czy byłem bohaterem ? Wpadło mi parę rzutów i pomogłem szczęściu. Naprawdę na analizach video lubiłem na siebie patrzeć bo… widać było tą energię. Cieszyłem się z każdej minuty na parkiecie. 

Kończy pan karierę rozgrywając dla Górnika 456 spotkań. Najwięcej w historii. Jak się pan z tym czuje? 

  Piotr Stępień zawodnikiem Zdroju

Wyjątkowo, ponieważ to niecodzienna sytuacja. Aby rozegrać 456 spotkań potrzebowałem 18 sezonów. 18 lat gry dla Górnika. Kosztowało mnie to naprawdę wiele wyrzeczeń. Kiedyś chciałem policzyć ile czasu spędziłem w autokarze w drodze na mecz. Wyszło sporo ponad 640 dni w autokarze nie wspominając o zgrupowaniach, turniejach etc. Ja osobiście nie chciałbym żyć z kim takim jak ja. Wszystko zawsze było podporządkowane pode mnie i znowu piszę o sobie… Kosztowało to wiele wyrzeczeń moją rodzinę. Nigdy nie było mnie w domu. Dzisiaj chcę to zmienić. Chcę być najpierw dla rodziny. Dlatego chcę sprzątać, gotować i pomagać w realizacji celów moim najbliższym. Będę takim dziwnym Okrasą łamiąc potoczne konwenanse. 

Nie gryzie się to z tym co pan kiedyś powiedział, że wybitnym graczem nie jest?

Absolutnie nie gryzie się. Wybitni byli Ci, którzy zdobywali Mistrzostwo Polski.  Jerzy SterengaWojciech KrzykałaStanisław KiełbikMieczysław MłynarskiJerzy ŻywarskiTadeusz Reschke. Domoradzki, Krzykała i wielu, wielu innych. Ja byłem rzemieślnikiem, który starał się dołączyć do grona wybitnych.

Poprzedni sezon pewnie zakończylibyście awansem. W trakcie jednego z meczów powiedziałem, że chciałbym jeszcze zobaczyć Glapę na parkietach ekstraklasy. Nie żal panu kończyć teraz, gdy PLK jest na wyciągnięcie ręki?

To byłoby idealne zakończenie mojej przygody jako zawodnika z koszykówką ale przytoczę tu słowa wybitnego gracza oraz trenera Sarunasa Jasikeviciusa, który w banalny sposób odpowiedział pewnemu dziennikarzowi o co chodzi w życiu (całość tutaj). Ja także zrozumiałem, że najważniejsza jest rodzina i zdrowie, a później dopiero praca. Niestety, u mnie ta hierarchia często była zachwiana, a rodzina była na samym końcu. Czas to zmienić. Nie było mnie w domu 22 lata. Mam 38 lat. Wystarczy grania. Teraz na mecze będę przychodził z rodziną i kibicował młodszym 🙂

No dobrze. W biało-niebieskich barwach rozegrał pan 18 sezonów. Zakończył pan w nich karierę. W jej trakcie był jednak epizod powiedzmy, że “zagraniczny”. Jak się grało w Śląsku i dlaczego nie potrafił się pan cieszyć z wygranych spotkań tamtej drużyny? 

Do Śląska trafiłem w ciężkim prywatnym okresie. Z całą rodziną mieliśmy wypadek samochodowy. Czołowo uderzył w nas kierowca busa. Najgorzej z tego wszystkiego wyszła Mariola. Do końca życia będzie przez to cierpiała. Resztę traktowałem jak żołnierz. Miałem kontrakt a w nim dobrą premię za awans. Zadanie wykonałem i odszedłem. Nie musiałem biegać po każdym meczu i rzucać się w ręce kibiców. Nikt nie zrozumie co wtedy czułem.

Kolega opowiadał mi kiedyś o takim meczu, gdy właśnie cała wrocławska drużyna szalała ze szczęścia, pan stał gdzieś z tyłu, nieśmiało bił brawo i spoglądał w stronę Chełmca. W końcu pan wrócił. Nie żałuje pan? To była wtedy III liga. 

  Chełmiec zgarnia pełną pulę

Dla mnie była to obczyzna. Zawsze chciałem rozpocząć i zakończyć karierę w Górniku Wałbrzych. Koszykówka w tamtym czasie była moim jedynym źródłem dochodu więc wykonywałem zadanie z pełnym poświęceniem. Chciałem wrócić ale nie było dla mnie pracy. Jestem ojcem dwójki dzieci i muszę myśleć także o nich. Natomiast dwa lata później  zadzwonił do mnie Arek Chlebda i przedstawił mi plan na najbliższe lata aby koszykówka w Wałbrzychu wróciła na właściwe tory. Pomysł jak widać realizuje krok po kroku. Żałuję jedynie jednej rzeczy, że nie poświęcałem rodzinie więcej czasu.

A jak to jest wychodzić na parkiet w tumulcie zagorzałych fanów. Jak to jest cieszyć się z nimi ze zwycięstw, awansów? Miłość z kibicami bywa trudna.

To fantastyczne uczucie choć kibic u nas jest bardzo wymagający. 

To kim pan teraz będzie?

Będę pracował na tzw backstage. Ludzie pracujący w naszym klubie, mówię tu o zarządzie wykonują gigantyczną pracę aby klub był w takim miejscu jak teraz. Nasze mecze to prawdziwy spektakl dla całych rodzin. Ile klubów w pierwszej lidze może pochwalić się swoim foyer ? U nas podczas meczu rodzić może oglądać mecz, jednocześnie widząc przez szklane witryny jak jego dzieci mają malowane buzie, uczestniczą w różnych konkursach. Nie wspomnę o konkursach w przerwach meczy. To naprawdę wykracza poza poziom pierwszej ligi. A za to odpowiedzialny jest zarząd, który rzadko zbiera laury. W pierwszym rzędzie są zawodnicy i trener, incydentalnie mówi się o ludziach, którzy codziennie pracują na ich wypłaty 🙂 Koszykówka na pewno będzie w moim życiu, ponieważ syn gra w roczniku, którego jestem trenerem. Super chłopaki, a moja latorośl imponuje mi walecznością i charakterem, choć często dostaje największy opierdziel (śmiech). Poza tym, razem będziemy chodzili na mecze seniorów i dopingowali swoją lokalną drużynę, bardzo zbliżyliśmy się – o ironio – dzięki pandemii. Oczywiście będę pracował w Zespole Szkół Politechnicznych Energetyk oraz będę prowadził spotkania dla mieszkańców podzamcza jak radny.

A jakie ma pan teraz największe marzenie? 

Moim największym marzeniem jest teraz abym pomógł swoim najbliższym w osiągnięciu ich wymarzonego celu. 

P